Stanisław Lem jest twórcą powiedzenia: „Nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i powoli”. Tej cierpliwości nie brakuje szatanowi w dążeniu do wypaczenia wszystkiego, co nawiązuje do Chrystusa. Skutecznym narzędziem okazały się różne odłamy chrześcijaństwa, w tym także katolicyzm. Większość z nich posiada strukturę piramidy, na szczycie której jest grupa „oświeconych”. Ci z kolei w imieniu Boga (to się nazywa działanie z rozmachem) mówią w co można wierzyć lub co można robić. Instrukcje idą z góry piramidy w dół, do mas wierzących. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby trzymali się zasady: „nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane” (1 Koryntian 4:6 ).
Zaczęło się już w 325 roku na rozkaz pogańskiego jeszcze cesarza Konstantyna. To z jego woli, na jego rozkaz i dla jego politycznych celów, miano ustanowić wymuszoną jedność religijną. Faktycznie jedności nie było. Przymus jednoczenia doprowadził do walk między chrześcijanami. To był koniec chrześcijaństwa, jako społeczności służącej Bogu a początek chrześcijaństwa służącego ludzkim interesom. Wielu historyków twierdzi, że „to Nicea wyznacza tragiczny koniec chwalebnego etapu dziejów chrześcijaństwa i początek czegoś znacznie bardziej ponurego” („Wojny w imię Jezusa”, Philip Jenkins).